Deżawi Deżawi
1752
BLOG

Stop cywilizacji śmierci (1920-2011)

Deżawi Deżawi Kultura Obserwuj notkę 6

«Eugeniusz Małaczewski jedno ze swych opowiadań zaczyna opisem „południa lipcowego jaśniejącego okrąg na spieczonym stepie”. Jedzie stłoczony na dachu pociągu wśród rosyjskich towarzyszy, którzy „śpiewali pieśni rosyjskie, przepaściste i bezpłodne w swym smętku okrutnym jak step, który jest w dzień miedziany od słońca, a w nocy upiornie srebrny od księżyca”.

Pociąg mija Wołgę a on wyznaje, że męczy go „nuda najrozpaczliwsza, jakiej kiedykolwiek doznałem!” Step, upał i nuda. Wówczas następuje zdarzenie, którego nastrój oddaje Małaczewski przywołując określenie: „oaza przerażenia na pustyni martwej nudy”.

Jedna z towarzyszek podróży zaczęła krzyczeć, że ją okradziono. Na dachu zaczęło się zamieszanie. Pobieżna rewizja ubrań i bagaży wszystkich siedzących obok niej nie przyniosła rezultatu. Prowadzący śledztwo zmienili taktykę: zapytali kobietę, na kogo rzuciłaby podejrzenie. Odpowiedziała bez wahania, że na chłopca siedzącego obok niej. („Był to miły chłopaczek, na wpół dziecko jeszcze, różowy, schludny i wesoły; przygrywał nam na organkach, naśladował uniwersalnie lokomotywę odjeżdżającą ze stacji i cieszył się jazdą na dachu jak osobliwą przygodą; świat był dlań jedną wielką, nowiuteńką zabawką i tej zabawki miał pełno w szarych oczach, patrzących w ludzkie źrenice prosto i z zaufaniem serdecznym”). Chłopiec zaprzeczał, ale kobieta uparła się, że to na pewno on. Któryś z sąsiadów dorzucił, że widział go upuszczającego coś z wagonu na ziemię. „ - Pod koła go wrzućcie, pod koła! – ryczała kupa ludzi dorosłych, ciągnąc przerażone dziecko ku śmierci”. Potężny czerwonoarmista złapał chłopca w swoje ręce. „Kupa dorosłych mężczyzn i kobieta przypatrywali się w zaciekłym skupieniu temu, co się działo, aż rozległ się mokry chrzęst kości i ścięgien, łamanych i rozrywanych w człowieku żywym… Wtedy zepchnięto nogami bezwładne ciało chłopięce z dachu pod koła pociągu…”.

Nie minęło kilka chwil, gdy kobieta znów podniosła hałas: „Cóż ja najlepszego zrobiłam, nieszczęsna!... Pieniądze się znalazły”. Okazało się, że portmonetka przez dziurę w kieszeni obsunęła się pod podszewkę. Chwilę potem kobieta „darła się w głębi struchlałych wnętrzności potwornym wrzaskiem, niby kobieta, która rodzi”, lecz jej krzyk przerwany został przez chrzęst łamanego karku. Czerwonoarmista ponownie zepchnął bezwładne ciało pod koła pociągu.»


 

«...W oknach nie zostało ani jednej całej szyby. Nie od kul wyleciały - powytłukiwano je snać naumyślnie kolbą, kijem, pięścią, z sołdackiej chandry, dla zbytku. W pokojach wszystka posadzka była dokładnie wyważona, klepka po klepce wydarta ze spojeń. W pośrodku izby, niegdyś jadalnej, pozostała kupa popiołu i węgli po ognisku, wznieconym z połamanych mebli. Komu i po co przydał się ten ogień - niewiadome; było lato, upał dokuczał nawet w nocy, a dla uwarzenia strawy znajdowała się obok dobrze urządzona kuchnia. Wszystkie meble, szafy, kredensy, leżały w drzazgach, szczapach i strzępach. Nogi co krok deptały po szkle, ścielącym się od roztrzaskanych luster. Tapety tu i ówdzie powydzierano pasami od sufitu aż do podłogi, ściany okryto szeregiem odręcznych napisów i rysunków kredą, węglem lub dziegciem, utrzymanych w stylu owych prymitywów, które zdobią mury i parkany moskiewskich koszar, więzień i fabryk. Doborowa biblioteka, składająca się z paru tysięcy starannie oprawionych ksiąg, przedstawiała zwichrzoną kupę podartych, zetlonych szpargałów.

Uwagę mą zwróciła duża księga in folio, leżąca na podłodze w niedbałym rozwarciu i roztrzepaniu kart, z resztkami grubej pozłoty na brzegach i grzbiecie, tłoczona czcionkami greckimi na papierze, pożółkłym od czasu. Nachyliwszy się zapuściłem wzrok między wiersze. Owiała mię wspomnieniem znajoma treść:

boski Platon bronił w obliczu wieków nieśmiertelnego Sokratesa... Przebiegłem oczami kartę do samego dołu i odwróciłem ją, sam o tym dobrze nie wiedząc. Wtem nagły fetor odepchnął, odtrącił mię od rozwartej księgi... Odwróconą kartę ohydną lepką kałużą okrywały rozlane odchody ludzkie. Jakem się przekonał, wszystkim wykwintniejszym księgom tej bibijoteki, przygodni czytelnicy wygodzili w ten sam sposób.

I co wogóle szczególniej mię uderzyło w całym tym rozgromionym domu, to mnogość tego specyficznie moskiewskiego zostawiania po sobie zelżywej, śmierdzącej pamiątki: w każdym kącie, w pośrodku każdego pokoju, na parapetach okien, na rozprutych materacach łóżek, na potłuczonej klawiaturze rozbitego fortepianu. Szczególna to chuć robić ze wszystkiego kloakę. Jeśli ślad obecności tych ludzi jest taki, cóż dopiero dziać się musi w nich samych, pomyślałem... (...)

Wtem zwidziało mi się, że w pośrodku srebrno - złotej wody nieruchomieje coś białego, coś niby kilka kęp śniegu, kiedy wraz z lodem taje na wiosnę w odmarzającym stawie. Po uważnych oględzinach rozpoznałem, że są to martwe łabędzie. Jeden, drugi, trzeci... piąty... dziesiąty... Powystrzelano je zapewne, ot, tak sobie, dla moskiewskiej, hulaszczej zabawy. (...)

W drodze powrotnej szczegół innych, nierównie więcej przykry, zabrał mą uwagę. Idąc aleją wygracowaną brzegiem stawu, ujrzałem jeszcze kilka łabędzi. Były również martwe. Ktoś wpadł widocznie na pomysł osobliwy. Młode sadzonki wierzb nad stawem czyjeś ręce rozłupały toporem, czy szablą od góry aż do korzenia i w otrzymane stąd widły, sprężyście zwierające się rozdartemi połowami, powszczepiano wysmukłe długie szyje ptaków. Płaskie ich głowy, z rozwartymi szeroko dziobem, zwisały martwo z jednej strony drzewek, zaś z rozpacznie rozpostartymi skrzydły, których pióra wbiły się, wgrzebały w ziemię, niby zgrabiałe palce zmarłych w męce. Szary i biały puch wyścielał dokoła trawę i słaniał się za najlżejszym powiewem.

- Łabędziom nawet, za to jedno, że były "pańskim" ptactwem, nie darowali ci ludzie - pomyślałem w zgryzocie i cały nieswój, dygocąc z obrzydzenia, podążyłem w stronę rozstawionych za parkiem placówek (...)

 

Rzuciłem okiem wdół na rzecz, która wywołała zbiegowisko.

W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś niesamowity, pokraczny grzyb, białawy, i bardzo duży, po niedawnym deszczu wyparł się z mokrego gruntu.

- Melduję posłusznie - posłusznie - odraportował mi któryś - względem tego, co wiejskie ludzie powiadają, że tutaj ma leżeć nasz polski oficer. Ciężko był ranny, powiadają. Popod lasem znalazły go "bolszewniki" po jednej bitwie i przywlokły, psiekrwie, aż tutaj; ciągli za nogi, włócząc gębą po ziemi, ta i zakopały żywcem, nieboraka. Ino ręką z tamtego świata kiwa nam teraz... Mamy los, panie poruczniku!

Ukląkłem, aby się lepiej przyjrzeć. Nie nasuwało się żadnych wątpliwości, że ręka stercząca z ziemi, należy do człowieka, zakopanego żywcem. Dokoła kiści ziemia była szczególniej zruszona. A w zastygłym na wieki ruchu samej ręki było coś, mrożącego krew w żyłach: wymowna, chociaż niema jak śmierć, opowieść umarłego gestu o strasznym skonie istoty żywcem pogrzebanej, która ostatnim wysiłkiem rozpaczy, z podziemnym krzykiem ust, pełnych gliny, siliła się wydostać na powietrze, lecz tylko tą ręką okropną ręką trupa, zdołała wydrzeć się z grobu na świat...»

 

[fragmenty z tomu opowiadań Eugeniusza Małaczewskiego "Koń na wzgórzu", za: Aleksander Ścios, "Ręka z tamtego świata. Rok 1920", Salon24, 14-08-2011]

 

 

Żołnierz był poetą, a poeta żołnierzem

 

[Ordynariat WP, 2008-11-23]



Zakopane, kościół na Pęksowym Brzysku (par. Świętej Rodziny), 23 listopada 2008:

 

Kazanie Biskupa Polowego WP wygłoszone podczas Mszy św. za duszę śp. por. Eugeniusza Małaczewskiego


W ostatnią niedzielę roku gromadzi się Kościół wokół swego Pana, by świętować ostateczny tryumf, gdy On powróci jako chwalebny Król, by zebrać owoce swojej męki. Tak można by streścić znaczenie dzisiejszej uroczystości.

 

Chrystus-Król złączył się na krzyżu z każdym grzesznym i cierpiącym człowiekiem. Dlatego możemy mieć udział w Jego zmartwychwstaniu - nie z powodu naszych zasług, ale dzięki samemu "należeniu do Chrystusa". Taki jest zamysł Boga, który pragnie wszystkich zjednoczyć ze sobą, "aby On sam był wszystkim we wszystkich" (por. 1 Kor 15,28). Królujący Chrystus jednoczy się z każdym nędzarzem w swoim królestwie tak ściśle, że nie sposób ich rozdzielić. Jeśli więc kogokolwiek odtrącamy, choćby "jednego z tych najmniejszych", odtrącamy samego Chrystusa, bo niemożliwe jest kochać Go i zarazem odwracać się od tych, których On umiłował i połączył ze sobą.

 

Istnieje jedna siła, jedna jedyna władza, która nie przemija - trwa wiecznie. To Jezus Chrystus, Król królów i Pan panów. Władca Wszechświata. Jego Królestwo nie jest zwykłym królestwem, nie da się porównać z tymi, które znamy, o których słyszeliśmy. Jego Królestwo bowiem nie jest z tego świata. Choć tu na ziemi próbowano obwołać Go królem Izraela, chociaż usiłowano uczynić Go przywódcą politycznym - On pozostał cichy i pokorny, wierny swej misji, która zaprowadziła Go na krzyż. Tym samym pokazał, na czym polega prawdziwa władza. Jest ona służbą. Chrystus - Król, to Chrystus - Sługa, który niesie prawdę, wolność, prawdziwy pokój. Na tych wartościach opiera się Królestwo, którego jest Władcą. Niestety trudno doszukać się władzy ziemskiej, która te wartości w pełni uznałaby za swoje i realizowała w praktyce. W historii, również tej najnowszej niewielu jest rządzących, którzy swoją misję władania traktują jako służbę. Większość z nich odcina się od ideałów Chrystusa, niektórzy wręcz podejmują walkę z tym, co głosi dziś Kościół w imieniu Chrystusa.

 

Dziś przywołujemy i wzywamy do żołnierskiego apelu śp. porucznika Eugeniusza Małaczewskiego, dzielnego oficera, świetnego pisarza, i jak mówili o Nim ci, którzy Go znali, najlepszego człowieka. Artur Oppman, popularny poeta Or-Ot wspominał Małaczewskiego:  "Był cichy, pracowity, górny; był w sercu promienny, a w myślach dziewiczo biały. Walczył o Polskę, śpiewał dla Polski i umarł z myślą o Polsce".

 

Eugeniusz Korwin-Małaczewski urodził się 1 stycznia 1897 roku w dworku pod Humaniem na dalekiej Ukrainie, w rodzinie kresowej szlachty. W dzieciństwie nie znał Polski, ale rodzice zaszczepili w Nim miłość do ojczystej ziemi, do ojczystego języka, a On tę miłość przez całe życie nie tylko pielęgnował, ale i rozwijał.

 

Znów Polska nam się śni,
jak śniła się pradziadom
za dawnych dobrych dni.
  -  pisał jeszcze przed odzyskaniem niepodległości.

 

Po wybuchu rewolucji październikowej Małaczewski wstąpił do tworzących się polskich jednostek wojskowych w Rosji i był dowódcą kompanii w 1 Korpusie Polskim generała Dowbór-Muśnickiego, a później w 3 Korpusie Polskim. Po jego rozbrojeniu samodzielnie przedzierał się ku wojskom alianckim nad Morzem Białym. Podczas tej wędrówki był kilkakrotnie aresztowany i skazany na rozstrzelanie. Zdołał zbiec i dotarł do Archangielska, do tychże alianckich wojsk biorących udział w walce z bolszewikami. Wojował w śniegach Archangielska i Murmańska. Dowódca angielski nazwał niewielki polski oddział, bo liczący niewielu ponad 40 żołnierzy, "lwami północy" w dowód uznania ich waleczności. Wpisał się Małaczewski w "epopeję murmańską", a jej trudy opiewał w swych wierszach. To On ułożył znane słowa:

 

Świat śpi spokojnie,
i wcale o tym nie wie,
że nie jest tak na wojnie,
jak jest w żołnierskim śpiewie.

(...)

Wojenka, Piękna Pani,
tak życie nam umila,
że krew swą mamy dla niej,
a piosnkę dla cywila.

 

W wierszu pt. Mogiłom archangielskim i murmańskim oddawał hołd poległym przyjaciołom:

 

Gdzie w łunie zórz północnych
szronami jodły śnieżą,
tam moi towarzysze
pod zmarzłą grudą leżą.

 

Gdzie ziemię opuszczoną
mróz lśniącą pleśnią szroni,
tam moi, hej! tam nasi
śnią towarzysze broni.

 

O POLSKĘ od zbóż złotą
walczyli pod biegunem,
więc ziemia im moskiewska
wieczystym jest całunem.

 

Na grobach tych, co nigdy
już Polski nie zobaczą,
nikt płakać nie przychodzi -
jedynie brzozy płaczą.

(...)

Więc niechże garść słów polskich
jak garść ojczystej ziemi
z oddali rzucę na nich
dłoniami tęskniącemi.

 

By dusza zmartwychwstali,
rozpięli skrzydła cudnie
i poszli - płacząc z szczęścia -
z północy na południe.

 

Porucznik Małaczewski przybył do Polski z armią generała Hallera.
Walczył i pisał.  "Małaczewski - pisarz staje przed nami w nie mniejszej [niż Małaczewski żołnierz] chwale dobrze spełnionego obowiązku. Żołnierz był poetą, a poeta żołnierzem. Obaj walczyli, obaj potykali się potykaniem dzielnym. Obaj pod chorągwią jednego stali ideału, któremu na imię było: Polska. Nic innego tylko Polska".

 

Podczas wojny polsko-bolszewickiej był adiutantem generała Józefa Hallera. W sierpniu 1920 roku bronił Warszawy, a później wziął udział w pościgu za cofającą się Armią Czerwoną.


Za życia pasowano Eugeniusza Małaczewskiego na najmłodszego wieszcza, uznając Go za sukcesora tej wielkiej tradycji. Inni widzieli w Nim następcę Sienkiewicza i Żeromskiego.

 

W lipcu 1921 roku Stefan Żeromski pisał do młodego pisarza:  "Szanowny i Kochany Panie Eugeniuszu! Najuprzejmiej i najserdeczniej dziękuję Kochanemu Panu za nadesłany mi łaskawie zbiór utworów pt. "Koń na wzgórzu". Czytałem go z prawdziwym nabożeństwem, bo bije w tych utworach serce człowiecze i nie ma literackiej pozy. Co ja przeżyłem w fantazji pisząc Popioły, to Pan przecierpiał kościami (tak w oryginale), żebrami, przeleżał w kryminałach i bił się nie tylko na kartach książki, lecz i w rzeczywistym polu. To różnica. To też jaki ze mnie prekursor! Chudziak sobie jestem i prostak. Może tę tylko mam zasługę, że przeczuwałem to pokolenie rycerskie, do którego Pan należy, gdy inni nic nie tylko nie przeczuwali, ale nawet nic nie czuli. (...) Sługa i brat - Żeromski."

 

Tam mógł pisać tylko ktoś naprawdę wielki do kogoś, kogo uważał za sobie równego.
Niezwykłe trudy wojenne dały o sobie znać. Żołnierz, poeta, pisarz zapadł na ciężka chorobę. Kornel Makuszyński, jego podkomendny z czasów wojny polsko-bolszewickiej pisał o Małaczewskim:

"Wszystkie rany, wojowania, pochody i nędze zwołały na Niego najcięższą gruźlicę. Został skazany na śmierć. Zbyt mądry był i przenikliwy, aby o tym nie wiedzieć. Wysłaliśmy Go do Zakopanego. Strach było patrzeć, jak ten cudowny chłopiec powoli umiera. Łzy miał w oczach każdy, kto na Niego spojrzał, a tylko jeden człowiek uśmiechał się wtedy ze słodyczą - pan porucznik Małaczewski. Taki był pogodny, jak lazurowa strzecha, to niebo, o którym pisał wiersze, i był wielkim spokojem spokojny. Na twarzy miał uśmiech ze świata. Czekał nieuchronnej śmierci i wtedy rozprawiał o Bogu i rozmawiał tylko z Bogiem".

 

Zmarł tu, w Zakopanem, u podnóża Tatr zalśnionych wielkim słońcem 19 kwietna 1922 roku i został pochowany na cmentarzu parafialnym przy ul. Nowotarskiej, gdzie po dzisiejszej Eucharystii poświęcimy Jego nowy żołnierski nagrobek.

 

Małaczewski, pośmiertnie odznaczony Krzyżem Virtuti Militari, pozostawił po sobie, mimo bardzo krótkiego życia, żył bowiem zaledwie 25 lat, bogaty dorobek literacki. To wiersze, opowiadania, dramat, oraz wspomniana przez Żeromskiego "arcyksiążka - Koń na wzgórzu - jeden ze spiżowych pomników mowy polskiej" - jak pisał Makuszyński.

 

To była ulubiona lektura Prymasa Tysiąclecia - Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Wielokrotnie przywoływał piękną postać Eugeniusza Małaczewskiego w czasach, gdy komunistyczna władza poleciła usunąć wszystkie Jego książki z bibliotek i je zniszczyć oraz obłożyła najsurowszym zakazem publikacji Jego utwory.

 

3 sierpnia 1962 roku Ksiądz Prymas mówił do duchowieństwa Warszawy:  "Tak jak zapowiadał ongiś Eugeniusz Małaczewski w "Koniu na wzgórzu" - Upaść duchowo na ziemię polską, miłośnie ją objąć, a przycisnąwszy usta i serce swoje do niej, wsłuchać się w głosy, które tam słychać. Może jeszcze nie słychać ich na powierzchni w pogwarrze sejmikowego życia - jak to określił Małaczewski - ale już są w głębi serca Matki - ziemi polskiej. Już idą".

 

Dziesięć lat później, 22 marca 1972 roku, na zakończenie rekolekcji dla młodzieży akademickiej Ksiądz Prymas powiedział: "Nieraz idąc ulicą Świętojańską w stronę Placu Zamkowego widzę na Krakowskim Przedmieściu pijaną młodzież. Myślę sobie: I oni idą ku Nowemu Światu... Nowa Polska? Czy ona naprawdę idzie ku "nowemu światu"? Czy będzie z nich to nowych ludzi plemię tak upragnione przez Eugeniusza Małaczewskiego w jego niezapomnianym nigdy przeze mnie Koniu na wzgórzu".

 

Wydanie książki zawierającej wszystkie utwory Eugeniusza Małaczewskiego, której promocja odbyła się wczoraj w Zakopanem, napawa wielką nadzieją na przywrócenie do świadomości społeczeństwa twórczości tego wybitnego Polaka.

 

"Eugeniusz Małaczewski był żarliwym synem Kościoła. Jego znajomość Pisma św., oczytanie w teologii i wnikliwość mistyczna były imponujące" (Piotr Choynowski).

 

Na kilka miesięcy przed śmiercią, w grudniu 1921 roku w prywatnym liście Eugeniusz Małaczewski pozostawił nieformalny ideowy testament. Tak pisał:

"Coraz więcej, coraz pewniej dochodzę do przekonania, do niewzruszonego przeświadczenia, że tylko poznanie nauki chrześcijańskiej (ale tej, której Kościół Katolicki poucza) jest generalnym lekiem na wszystkie nasze smutki, rozpacze, dolegliwości.

Lecz my: albo poznając go, robimy to poza Kościołem, idziemy drogą błędną i potem w jedyne zbawienie nie ufamy, albo już z góry, za nim zrobimy najmniejszy wysiłek w tym kierunku - nie wierzymy, wątpimy w to, w co wierzyło, w czym znalazło szczęście i spokój milion ludzi przed nami i tysiące obok nas".

 

Panie Poruczniku Małaczewski! Wołamy dziś do Ciebie: Stań do apelu! I powróć raz jeszcze do Polski po latach tak niesprawiedliwego zapomnienia, tego wygnania z pamięci Narodu.

 

Dzisiaj, w dobie niszczenia autorytetów, w czasach zamętu moralnego i wszechogarniającego relatywizmu, Polacy Ciebie potrzebują. Potrzebujemy przypomnienia Twojej niezłomnej, niezachwianej wiary w naszego Boga. Twego przykładu patriotyzmu i umiłowania Ojczyzny. Twej wreszcie prawości.

 

Powróć do nas pieśniami, tymi wszystkimi pięknymi polskimi słowami, które stworzyłeś swym "promiennym sercem". Aby modlić się o to przybyliśmy tu z serca ukochanej przez Ciebie Polski, z Warszawy, której broniłeś w roku dwudziestym przed bolszewicką nawałą. Modlimy się równie żarliwie za spokój Twojej duszy, właśnie tutaj, u podnóża naszych pięknych Tatr, skąd odszedłeś do Pana. Powróć i pozostań!

 

Amen.

+ Tadeusz Płoski
Biskup Polowy Wojska Polskiego

Zakopane, 23 listopada 2008 roku

 

["Żołnierz był poetą, a poeta żołnierzem" - kazanie bp. Tadeusza Płoskiego wygłoszone podczas Mszy św. za duszę śp. por. Eugeniusza Małaczewskiego, Radio Maryja, 23-11-2008]

 

 

Por. Eugeniusz Małaczewski podczas służby w WP - pośmiertnie odznaczony Krzyżem Virtuti Militari [foto: Rzeczpospolita]

 

 

Grób por. Eugeniusza Korwina Małaczewskiego (1897-1922), Zakopane, ul. Nowotarska, Nowy Cmentarz, kwatera XXIV [proj. Marek Moderau, biały granit, foto: Zakopane.pl 22-11-2008]

 


 

 

[1] Maciej Urbanowski, "Motyl na bagnetach", Rzeczpospolita, 5-12-2008

[2] Piotr Czartoryski-Sziler, "Wielcy Zapomniani. Eugeniusz Korwin-Małaczewski - pisarz i żołnierz", Nasz Dziennik, 14-08-2009

[3] Stanisław Mikke, "Małaczewski", Palestra, Nr 7-8/2011

[4] Eugeniusz Małaczewski "Dzieje Baśki Murmańskiej (Historia o białej niedźwiedzicy)"  - eksiążka ze zbiorów Podkarpackiej Biblioteki Cyfrowej

[5] Aleksander Ścios, "Ręka z tamtego świata. Rok 1920", Salon24, 14-08-2011

Deżawi
O mnie Deżawi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura