Deżawi Deżawi
975
BLOG

"Jeśli dziś wtorek, to jesteśmy w..." ;) (mjr "Łupaszko") [3]

Deżawi Deżawi Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

W 2007 r. ogłoszono apel o upamiętnienie ostatnich żołnierzy Armii Krajowej, walczących z okupantem z Rosji sowieckiej. Założono konto bankowe i zebrano środki finansowe na budowę pomnika w Sopocie. Jedyną formalnością miało być ogłoszenie konkursu na projekt i wykonanie pomnika. Rozstrzygnięcie konkursu planowano na koniec 2009 r. Obecnie mija trzeci miesiąc od obiecywanego terminu i nie ma jakichkolwiek przesłanek, by konkurs w ogóle zamierzano ogłosić. Warto nadmienić, że włodarzem miasta jest jeden z regionalnych liderów Platformy Obywatelskiej, dr Jacek Karnowski. Być może nie bez znaczenia jest fakt, że w lipcu 2009 r. warszawscy radni  Platformy Obywatelskiej całkowicie się wycofali z dotychczasowego popierania budowy pomnika ofiarom KL Warschau. Ten projekt przepadł, oby nie bezpowrotnie.

 

 

 

To zdjęcie posłużyło za wzór do kompozycji Pomnika Żołnierzy Wyklętych w Sopocie. W środku z ryngrafem Matki Bożej Ostrobramskiej major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko”, obok dowódcy jego szwadronów. Od lewej: ppor. Henryk Wieliczko „Lufa”, por. Marian Pluciński „Mścisław”, wachm. Jerzy Lejkowski „Szpagat”, ppor. Zdzisław Badocha „Żelazny”.

 

 

 

Pomnik Żołnierzy Wyklętych stanie w Sopocie. Dlaczego w Sopocie? Każde miejsce w Polsce jest dobre na taki pomnik. Po wojnie w Sopocie i w całym Trójmieście gromadzili się działacze polityczni i konspiratorzy z głębi kraju zagrożeni aresztowaniem przez UB. Na nowym terenie łatwiej było się ukryć i przeczekać. Tu mieli swoje dowództwo żołnierze wileńskiej AK, którzy pod komendą majora "Łupaszki" prowadzili w roku 1946 kampanię propagandową i prewencyjną na Pomorzu. Tu ma swój kamienny obelisk bohaterska sanitariuszka Danuta Siedzikówna „Inka”. Tu mieszka wielu żołnierzy i konspiratorów z Wileńszczyzny i Nowogródczyzny, ekspatriowanych po wojnie na zachód. Idea pomnika powstała w kręgu organizatorów rajdów IPN szlakiem żołnierzy majora "Łupaszki" na Pomorzu.

 

Jest wiele miejsc bitew i dramatycznych wydarzeń z udziałem żołnierzy podziemia antykomunistycznego, które już zostały upamiętnione. Tych miejsc przybywa. Ciągle brak jednak symbolicznego miejsca pamięci obejmującego wszystkich żołnierzy „wyklętych”. Może będzie nim Sopot? Tym bardziej że pomnik nie stanie na peryferiach miasta, lecz w samym jego sercu: na placu przed kościołem garnizonowym św. Jerzego, tuż przy znanym w całym kraju deptaku prowadzącym na sopockie molo. Do zespołu roboczego, który zajmuje się realizacją pomnika, należą posłowie oraz historycy IPN z Gdańska i Warszawy. Do Komitetu Honorowego zaproszono: prezesa Światowego Związku Żołnierzy AK, prezesa Związku Żołnierzy NSZ, prezesa IPN, dyrektora Urzędu ds. Kombatantów oraz prezydenta Sopotu. 

 

Punktem wyjścia do kompozycji pomnika jest zdjęcie przedstawiające majora „Łupaszkę” z czterema dowódcami jego szwadronów, wykonane w 1945 r. w Białostockiem. Można je uznać za zdjęcie symboliczne; tym bardziej że jest ono już dobrze znane i kojarzone z podziemiem antykomunistycznym. Może przez pomnik stanie się ikoną całego polskiego antysowieckiego podziemia? Sam mjr „Łupaszko” był jednym z najbardziej znanych i skutecznych dowódców tego okresu w Polsce. Głównym elementem pomnika będzie więc 5 figur żołnierzy naturalnej wielkości, wykonanych z metalu. Jest to zarazem świadome nawiązanie do pomnika żołnierzy amerykańskich, walczących podczas II wojny światowej, przedstawiającego grupę żołnierzy stawiających sztandar na japońskiej wyspie Iwo Jima. Kompozycja będzie też zawierać nazwiska dowódców polskiego podziemia niepodległościowego.

 

Skoro niemożliwe jest upamiętnienie wszystkich żołnierzy, to trzeba choćby przez nazwiska i pseudonimy dowódców złożyć im hołd. Zresztą ci, którzy przeżyli, do dziś mówią z dumą: byłem u „Ognia”, byłem u „Zapory”, byłem u „Orlika”... Dzięki pracy historyków IPN nad „Atlasem podziemia niepodległościowego 1944-1956” udało się ustalić nazwiska dowódców partyzanckich tego czasu (ponad 1100!) oraz sieci konspiracyjnych z całej Polski. Inicjatorzy budowy pomnika pragną, by był on wspólnym dziełem. Nie chodzi o to, by znaleźć bogatego sponsora, lecz o to, by Polak mógł powiedzieć: to także mój pomnik. Czarna legenda „bandytów”, którą pracowicie budowały przez kilkadziesiąt lat bezpieka i propaganda komunistyczna, przynosi ciągle zatruty plon w postaci niezrozumienia powojennej walki, uznawania jej za „bezsensowną”, traktowania jak „walki bratobójczej”, „wojny domowej”. Udział w budowie pomnika pozwoli nam na to, co w sprawie jest najważniejsze: na refleksję o tragedii tych naszych dziewcząt i chłopców, którzy w warunkach sowieckiej okupacji nie zawahali się rzucić swego losu na stos...

 

-- Piotr Szubarczyk   [z wkładki historycznej IPN, Nasz Dziennik, Nr 1/2007]

 

 

W Sopocie, w Parku im. Sanitariuszki "Inki", w 1998 r., a więc już w "wolnej" Polsce, odsłonięto pomnik Armii Krajowej (autorstwa Markiewicza i Czerwińskiego). Na cokole widnieją jedynie lata "1939-1945". Ostatni polski partyzant w walce z rosyjskim okupantem poległ 21-10-1963 r. - Józef Franczak ps. "Lalek". Z tego okresu powojennej walki, według danych IPN, samych dowódców było ponad 1100(!) Foto: Wikimedia Commons
 

 

[foto: Wikimedia Commons]

 

 

Sopot, Park im. Sanitariuszki "Inki". Pomnik Danuty Siedzikówny ps. "Inka".

 

 

 

Sopot. Park im. Sanitariuszki "Inki".

 

 

 

 

Symboliczny pogrzeb majora Zygmunta Szendzielarza ps. "Łupaszko"         (30-06-2008).

 

Mogiła symboliczna mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki". Uroczystości pogrzebowe 30-06-2008: Warszawa, Cmentarz Wojskowy na Powązkach, Kwatera D18, Panteon Żołnierzy Polski Walczącej 1939-1956 [foto: M. Borawski, Nasz Dziennik, 5/6-07-2008]

 

 

 

 

Przemówienie wygłoszone 30 czerwca 2008 r. podczas symbolicznego pogrzebu majora Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" na Powązkach Wojskowych w Warszawie.

 

Major Zygmunt Szendzielarz - pseudonim "Łupaszka" - to jeden z tych ludzi, o których mówimy zazwyczaj "ostatni leśni" lub "żołnierze wyklęci". Jednak tak naprawdę należałoby nazwać go żołnierzem niezłomnym. Wojenne i powojenne dzieje człowieka, w którego symbolicznej ostatniej drodze dziś uczestniczymy, to dziewięć lat nieprzerwanej walki z obydwoma wrogami wolności Polski: z hitlerowskimi Niemcami i z komunistami, zarówno z Sowietami, jak i z rodzimymi zdrajcami Ojczyzny. Zygmunt Szendzielarz to jeden z tych ludzi, których wielkość wyznacza nie tylko odwaga osobista i poświęcenie, ale przede wszystkim postawa służby i ofiarności wobec własnego państwa i Narodu.

 

Major "Łupaszka" to postać o wymiarze symbolicznym dla całego pokolenia Polski Walczącej, pokolenia akowskiego. Przede wszystkim to wychowanek szkół Polski niepodległej - maturę zdawał w 1929 roku. Nie było i chyba nie będzie równie ofiarnego pokolenia jak to, które wychowały polskie szkoły w dwudziestoleciu międzywojennym. On zaś był jednym z najwybitniejszych jego przedstawicieli.



Postać majora i jego działalność bojową charakteryzuje ciągłość walki prowadzonej z wrogami Rzeczypospolitej. Pierwsze strzały oddał w wojnie obronnej 1939 roku, w walkach toczonych z Niemcami - jako dowódca szwadronu 4. pułku Ułanów Zaniemeńskich, zaś ostatnie w bojach z nowym, komunistycznym okupantem - jako dowódca partyzanckiej brygady. Po raz ostatni dowodził w polu w walkach prowadzonych na Podlasiu zimą 1947 roku, a w konspiracji walczył do czerwca 1948 roku. Był bowiem jednym z tych bohaterów Polski Podziemnej, którzy uznali, iż dopóki Polska nie odzyska wolności, nie wypuszczą broni z ręki i nie zakończą raz podjętej walki.

 

W prowadzonej walce Major kierował się żelazną konsekwencją. Nie poszedł do niewoli po zakończeniu bojów wrześniowych w 1939 roku, lecz podjął działalność konspiracyjną. Gdy tylko było to możliwe, wyruszył znów w pole i w Wileńskim Okręgu AK sformował jedną z najlepszych jednostek partyzanckich - 5. Brygadę, zwaną "Brygadą Śmierci". Po rozbrojeniu oddziałów AK przez Sowietów w lipcu 1944 roku nie porzucił pola walki, lecz wraz z najwierniejszymi żołnierzami zameldował się w Białostockim Okręgu AK. Tam odtworzył swą 5. Brygadę Wileńską i znów poprowadził ją przeciw nowemu okupantowi. W wyniku decyzji dowództwa musiał we wrześniu 1945 r. zdemobilizować Brygadę, ale tylko po to, by wiosną 1946 roku powrócić na plac boju - na nowym terenie, na Pomorzu. Gdy zakończył się "pomorski" etap walki, zobaczymy go wśród oddziałów "Młota" na Podlasiu, noszących z jego rozkazu nazwę 6. Brygady Wileńskiej. Nie uciekł z kraju - pozostał w nim do końca - płacąc za to najwyższą cenę.

 

Kolejny wyznacznik postaci Majora to dokonana przez niego trafna ocena systemu komunistycznego. Był jednym z tych wybitnych dowódców Armii Krajowej, którzy bolszewizm zdiagnozowali prawidłowo - jako zło - i nigdy nie weszli z nim w pakty i kompromisy, zdając się na łaskę komunistów. Nic w tym dziwnego, gdyż ze zbrodniczością systemu komunistycznego zetknął się już na Kresach, jeszcze pod okupacją niemiecką, gdy musiał bronić ludności przed ludobójczym terrorem sowieckiej partyzantki. Wiedział, że komunizm to nie jest kwestia jakichś abstrakcyjnych poglądów, ale coś straszliwie realnego. To przeciwnik, z którym się nie paktuje, lecz walczy na śmierć.

 

Nie sposób mówić o Majorze, nie wspomniawszy o nim jako o wybitnym oficerze i jednym z najlepszych dowódców partyzanckich swej epoki. Za świetne dowodzenie szwadronem we wrześniu 1939 roku został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. W partyzantce okresu okupacji niemieckiej dowodził w kilkudziesięciu udanych operacjach bojowych, często o spektakularnym charakterze. W zwycięskiej bitwie pod Worzianami został ranny. Także w działaniach prowadzonych przeciw nowemu wrogowi - reżimowi komunistycznemu - wykazał się najwyższymi zdolnościami organizatorskimi i dowódczymi. Dodajmy, jako żołnierza i dowódcę cechowało go nie tylko ogromne męstwo, ale też odwaga cywilna. Zawsze brał odpowiedzialność za swe decyzje i rozkazy, jakkolwiek by nie były trudne.

 

I tak dochodzimy do cech, które charakteryzowały Majora jako człowieka. Był postacią doprawdy niezwykłą. Dowódcą o charyzmatycznej osobowości, wywierającym wpływ na żołnierzy i współpracowników. Dowódcą zdolnym do poderwania podkomendnych nawet w chwilach upadku sprawy - tak jak było to po zagładzie oddziału "Kmicia" latem 1943 roku czy po katastrofie operacji wileńskiej i rozbrojeniu oddziałów AK przez bolszewików, czy po demobilizacji 5. Brygady we wrześniu 1945 roku. Major na nowo organizował rozbite i rozproszone oddziały i prowadził je do nowych walk i nowych zwycięstw. Wszyscy podkomendni Majora, z którymi miałem okazję się zetknąć, do końca zachowali o nim jak najlepszą pamięć jako o wspaniałym dowódcy i człowieku bez reszty poświęconym sprawie niepodległości.

 

Jak wspominają ci, którzy siedzieli z Majorem w celi śmierci - pożegnał się z towarzyszami po żołniersku i na śmierć poszedł z podniesioną głową. Tak zapamiętali go już na zawsze.



Komuniści - wrogowie wolności naszego kraju - chcieli zadać Majorowi i jego żołnierzom nie tylko śmierć fizyczną, ale też śmierć cywilną. Nie tylko zabili ich i pozbawili grobów, zakopując w nieznanych miejscach, ale poprzez swą propagandę starali się zohydzić ich w oczach opinii publicznej. Chcieli wymazać ich ze społecznej pamięci. Czy ten zamiar się powiódł?

 

Z pewnością nie. Major został zamordowany przez komunistów 8 lutego 1951 roku w mokotowskim więzieniu. Ale jeszcze za życia stał się legendą, która go przeżyła. Jeszcze kilka lat po jego śmierci na Podlasiu walczyły ostatnie oddziały noszące dumną nazwę Brygady Wileńskiej i odwołujące się do tradycji partyzantki Majora "Łupaszki". Dla nas, żyjących dziś w wolnej Polsce, Major "Łupaszka" jest jednym z największych bohaterów walki o niepodległość. Wznosimy mu pomniki, takie jak te, które stoją w Siedlcach, w Kiersnowie i innych miejscach. Na temat działalności prowadzonej przez Majora i jego żołnierzy powstają publikacje, książki, rozprawy naukowe.

 

Akordem podsumowującym stosunek współczesnych do postaci majora Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" stało się nadanie mu przez prezydenta Rzeczypospolitej najwyższego odznaczenia państwowego 11 listopada 2007 roku.

 

Wielki poeta - Zbigniew Herbert - napisał w jednym ze swych wierszy: "Nie dajmy zginąć poległym". Odpowiadamy: "Nie damy!". Chwała Bohaterom!

 

-- Kazimierz Krajewski, IPN Warszawa  [Nasz Dziennik, 5/6-07-2008]

 

 

1/  "Postawią pomnik "Żołnierzom Wyklętym" w Sopocie", Agata Cymanowska, Nasze Miasto Pomorze, 16-06-2009

2/  "Wystawa: Żołnierze Wyklęci w Sopocie", PMedia, 25-07-2009

 

 

 

Do części [1] i [2]:

"Jeśli dziś wtorek, to jesteśmy w..." ;) (mjr "Łupaszko") [1]" - 15-03-2010 

"Jeśli dziś wtorek, to jesteśmy w..." ;) (mjr "Łupaszko") [2]" - 20-03-2010

 

Deżawi
O mnie Deżawi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura